Pisałam już o zielonych witaminach z parapetu.

A ponieważ pogoda jest przecudna, dziś proponuję wyjście na trawnik przy domu, aby tam poszukać witaminowego wsparcia. Dają je przede wszystkim rośliny, uchodzące za bardzo uporczywe chwasty: krwawnik, mniszek lekarski i pokrzywa.

Warto jednak spojrzeć na nie inaczej, na ich niezwykłą żywotność i siłę i…wykorzystać ją dla własnego zdrowia.

Przy naszym domu jest to nadzwyczaj proste, ponieważ ogród, wtopiony w dziewicze łąki i pola, pozostał sobą i nie został radykalnie przeprojektowany na taki z podmiejskiego osiedla – stał się z czasem bajecznie cudowny i bogaty.

I tak, całe dywany młodych liści mniszka lekarskiego wraz z żółtymi kwiatami rozświetlają wszystkie ścieżki i pagórki. Po zerwaniu, wydzielają delikatnie białe”mleczko”, stąd nazywane są mleczami.

Krwawnik, kuszący soczystością delikatnych listków, na wsi był zawsze bardzo wartościową paszą dla piskląt kur czy indyków.

Najtrudniej jest o mnie z pokrzywa, która wokół domu jakoś nie chciała zamieszkać. Tej wiosny zauważyłam jednak dwa spore stanowiska i nie muszę już daleko spacerować. Może to łatwiejsze, ale te wędrówki też miały swój urok.

Ale do rzeczy: przed śniadaniem wyruszamy na trawnik, zrywamy po kilka roślinek, płuczemy i kroimy drobniutko. Leciuteńko solimy, mieszamy z puszystym wiejskim twarożkiem (mój – z ekologicznej farmy Halinki  – jest  niezwykły, co chyba widać na fotce)i zajadamy z wielkim smakiem i pożytkiem…

Na zdrowie i urodę!

SONY DSC